Na łamach CNBC wylicza 11 rzeczy, z których trzeba zrezygnować, aby zostać milionerem. Cennik na loty w kosmos. Miliarder Richard Branson odkrywa karty. 1. Koniec z małą skalą. Po pierwsze Jeśli chcesz zarobić swój pierwszy milion i zostać milionerem, rady Warrena Buffetta mogą skierować Cię na właściwą ścieżkę. W wieku 92 lat amerykański biznesmen zajmuje 5. miejsce t najbogatszy człowiek na świecie, z majątkiem netto wynoszącym 117 miliardów dolarów (ponad 106 miliardów euro). Już nie do spełnienia Co nas rozczaruje, czasem w dar się zmieni, bo na moim ręku już się zegar mieni! Czas pilnie odmierza i ślicznie wygląda - takie ma zadanie. Każdy nań spogląda, o godzinę pyta - z oczami w zachwycie, a ja odpowiadam i się śmieję skrycie :) Zostanie milionerem to marzenie wielu ludzi. Liczba z sześcioma zerami jest często traktowana jako cel finansowy, ale dla przeciętnego Polaka nie wydaje się być zbyt realistyczna. Przypomnijmy jednak pewną historię, które może być niejako inspirację. . Data utworzenia: 3 lipca 2008, 2:57. Amerykański mit awansu od pucybuta do milionera zastąpił w Polsce mit od agenta do milionera Mamy naszą własną, polską mitologię. Zamiast Cyklopa w jaskini mamy Smoka Wawelskiego, zamiast Herkulesa – Wyrwidęba z Waligórą. Wszystko jest u nas niby tak samo, jak we wspólnym kręgu kulturowo-cywilizacyjnym, ale jednak inaczej. Nawet mit założycielski polskiego kapitalizmu okazuje się trochę odmienny. Nieograniczone możliwości rozwoju zbiorowości i jednostki, oferowane przez wolny rynek, uosabia amerykański mit awansu od pucybuta do milionera. Głodny oberwaniec zdobywa szczotkę, szmatkę i szuwaks, a potem dzięki pracowitości, wytrwałości i pomysłowości zostaje milionerem. Przez całe lata po śmierci komunizmu czy też, jak to się oficjalnie nazywało, realnego socjalizmu mitem polskiej transformacji ustrojowej była cyniczna sentencja, że pierwszy milion trzeba ukraść, a potem już jest łatwo. Teraz ten mit wydaje się poddawany rewizji. Nie każdy przecież miał szansę na ukradzenie pierwszego miliona. Trzeba było mieć specyficzne cechy, specjalnie być osadzonym w rzeczywistości, zarówno tej odchodzącej, jak i tej nadchodzącej. Kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Polski pokomunistycznej, polski kapitalizm wschodził na ulicach. Było go widać, kiełkował tymi polowymi łóżkami rozstawionymi na chodnikach, na których sprzedawano towary przez dziesięciolecia deficytowe albo w ogóle niedostępne. Szczerzył się w uśmiechu szczękami, jak nazywano stalowe budy handlujących. Esteci krzywili się na ten zalew drobnego handelku, przemieniający ulice polskich miast w dalekowschodnie bazary. Ja byłem optymistą i zwolennikiem tych pierwszych grządek kapitalistycznego ogródka. Uważałem, że to jest polskie Klondike, na którym wyrosną nie tylko indywidualne fortuny, ale dobrobyt społeczeństwa gospodarki wolnorynkowej. Miałem rację, ale nie całkiem. Nie ma mitu o polskim właścicielu łóżka polowego, który został milionerem. Który dorobiwszy się na tym łożku, kupił budę, dorobiwszy się na budzie kupił sklep, dorobiwszy się na sklepie założył sieć marketów. Nie ma mitu, bo nie ma ani jednego przykładu, na którym mógłby się oprzeć. Niespecjalnie też sprawdził się mit o wspaniałych skutkach ukradzenia pierwszego miliona. Owszem, byli tacy, którzy ukradli te pierwsze miliony, ale zamiast multimilionerami zostali po prostu złodziejami. Mit założycielski polskiego kapitalizmu opiera się na podstawowej zasadzie, jaka rządziła ekonomią realnego socjalizmu. Na zasadzie załatwienia sobie, do czego potrzebne były możliwości załatwienia, czyli po prostu odpowiednie kontakty. I to jest powód, dla którego amerykańskiego pucybuta zastąpił u nas tajny współpracownik i jego alter ego – niejawny pracownik. Zresztą, aby być w zgodzie z prawdą, nie był to tylko nasz, specyficznie polski proces bogacenia się ludzi związanych z prawdziwą władzą w komunistycznym państwie i postkomunistycznym społeczeństwie, czyli służbami specjalnymi. To samo było w całym dawnym obozie. Zetknąłem się z tym w NRD, gdzie nagle okazywało się, iż byli współpracownicy Stasi są ludźmi niezmiernie bogatymi, posiadaczami imponujących majątków. Pamiętam taką rozmowę z wiceprzewodniczącym SPD po zjednoczeniu Niemiec, pastorem Richardem Schroederem, który na moje pytanie, jak to się stało, że w warunkach gospodarki wolnorynkowej najlepiej odnaleźli się ludzie związani z bezpieką, odparł: – To bardzo proste, dla nich gospodarka była zawsze wolna. Ale to nie jest jeszcze cała prawda. Proces budowania fortun był dość skomplikowany. Po pierwsze, uwłaszczano na majątku społecznym swoich ludzi licząc, dość chyba lekkomyślnie, na ich lojalność. Po drugie, o tempie bogacenia się decydował dostęp do towaru, w którego zbieraniu i dystrybucji specjalizowały się służby. I informacji. Bez dostępu do informacji o przygotowywanych zmianach przepisów, o lukach w tych przepisach, bez wiedzy o możliwościach finansowych partnerów nawet w Ameryce można czyścić buty do śmierci. W Polsce dochodzą do tych warunków niezbędnych dla wzbogacenia się jeszcze właściwe kontakty z odpowiednimi ludźmi. Ogłoszono, że trzeci na liście najbogatszych Polaków, wrocławski biznesmen Leszek Czarnecki był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Jakoś mnie to nie dziwi. Byłbym raczej zaskoczony, gdyby okazało się, że nie był. Większość polskich, już nie milionerów, ale miliarderów przeszła taką samą drogę – od współpracy do majątku. Nie na wszystkich znaleziono (jeszcze) kwity w IPN, ale z tego, co można usłyszeć, wszyscy mieli kontakty jak nie z SB, to z WSI, powiązania rodzinne z funkcjonariuszami, jakieś międzynarodowe transakcje na granicy prawa albo nawet poza nim. Kto nie miał, a jednak się dorobił jak zwykły pucybut, mógł być pewny szczególnego zainteresowania aparatu państwowego, troskliwości prowadzącej do bankructwa. Jak doświadczył tego na przykład Roman Kluska. Leszek Czarnecki oświadczył, że nikomu nie zaszkodził. Tak też wynika z dokumentów. Nie był donosicielem. Nie był gorliwy i nie był dla swego środowiska szkodliwy. Zapewne jednak pomógł sobie. Przez kontakty i dostęp do informacji. Można oczywiście związki z SB traktować jako element wolnego rynku, czynnik dający przewagę nad konkurencją. Ale wtedy obok ekonomii zwykłej i ekonomii socjalizmu trzeba dopisać jeszcze jedna kategorię – ekonomię postkomunizmu. Być może to jedyna droga, żeby zdemitologizować polską transformację i nadać jej racjonalny charakter. Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem: Nie każdy musi być milionerem mówi portalowi Tomasz Marczuk, prezes zarządu funduszu kapitału zalążkowego „Spinaker Innowacji – Inkubator BonusCard”. Inkubator oferuje do 800 tys. zł wsparcia na innowacyjne pomysły. Rozmawiamy o szansach, jakie daje pomysłodawcom współpraca z funduszami typu seed capital. Jaką kwotę Państwa inkubator ma do wydania na nowe projekty? TM: Na inkubację nowych podmiotów jesteśmy w stanie przeznaczyć kilkanaście milionów złotych. W związku z tym, że selekcji pomysłów dokonujemy w trybie ciągłym, istotne jest, ile możemy zaoferować pojedynczemu pomysłodawcy. To również jest najistotniejsze z jego punktu widzenia. Warto wspomnieć, że oferujemy pełne wsparcie merytoryczne mające na celu wypracowanie pełnego modelu biznesowego, nawet z czystej idei biznesowej. To oznacza, że nawet najmniej dopracowana idea biznesowa, ale genialna w swojej istocie, otrzyma pełne i darmowe wsparcie z naszej strony na każdym etapie tworzenia wartości przyszłego przedsiębiorstwa. Ile możecie zainwestować w pojedynczy projekt? TM: Wielkość puli kapitału jest dopasowywana do potrzeb pomysłodawcy. Minimalna kwota inwestycji to EUR, maksymalna zaś EUR, czyli ok. PLN. W mojej ocenie jest to kwota adekwatna, aby obronić i udowodnić działanie modelu biznesowego na rynku w początkowej fazie rozwoju. Z punktu widzenia pomysłodawcy istotne jest, aby do granic wytrzymałości rozwijać się w oparciu o początkowe, własne finasowanie, zaś w momentach krytycznych sięgać po kapitał zewnętrzy. Jednak w tym drugim przypadku najczęściej trzeba dzielić się udziałami i władzą, co zmniejsza szansę pomysłodawcy na bezpośrednie wpływanie na losy jego biznesu, choć zyskuje się partnera. Z jakich branż poszukujecie pomysłów? TM: Generalnie poszukujemy pomysłów w czterech branżach: chemii, energii, mobile oraz Internet. Podkreślę natomiast, że jeśli pomysł jest warty uwagi i według naszej opinii ma szansę na komercyjny sukces, to na pewno nie zostanie odrzucony. Do każdego pomysłu podchodzimy indywidualnie, starając się je uszczegóławiać i zrozumieć w trakcie bezpośrednich spotkań z pomysłodawcami. Jestem zwolennikiem przedsiębiorczych postaw, dlatego zachęcam wytrwałych, by jak najwcześniej myśleli o własnym biznesie, zdobywali kompetencje w wielu obszarach. Dla wahających się przytoczę słowa Marka Twain’a Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Państwa Inkubator funkcjonuje dzięki unijnym środkom z działania POIG. Takich podmiotów jest sporo, dlaczego to właśnie Was mają wybrać pomysłodawcy? Czym oprócz pieniędzy chcecie przekonać młodych przedsiębiorców? TM: Przede wszystkim działamy interdyscyplinarnie, tj. oprócz predefiniowanych branż pochylamy się nad każdym pomysłem, który ma realne szanse na komercyjny sukces, jest innowacyjny i stoi za nim zdeterminowany pomysłodawca, a najlepiej zespół zgranych pomysłodawców. Ponadto dysponujemy konkretną bazą ekspercką, ludźmi z ogromną wiedzą i doświadczeniem. Nasi eksperci to praktycy biznesowi, jak również ludzie nauki będący specjalistami w swoich branżach, którzy wspierają pomysłodawców w konkretnych etapach realizacji pomysłu. Istotne jest wsparcie, coaching, mentoring pomysłodawców. Dodam jednak, że nasza rola jest rolą doradczą, ponieważ każdy przyszły przedsiębiorca po udzielonych poradach będzie musiał sam sprostać wyzwaniom rynku i konkurencji. Jak wygląda modelowy proces inwestycyjny i jakie można wyróżnić etapy? TM: Proces inwestycyjny podzieliliśmy na cztery etapy. Pierwszy to etap „preselekcji”, czyli proste przesłanie do nas wypełnionego formularza zgłoszeniowego (cztery strony formatu A4). Oczekujemy tu zwartej, logicznej formy opisującej kluczowe cechy danego pomysłu. Weryfikujemy formularz pod kątem formalnym, jeśli wszystko jest wypełnione poprawnie, przechodzimy do następnego etapu „selekcji”. W tym etapie sprawdzamy wartość merytoryczną projektu. Jeśli dostrzeżemy w pomyśle potencjał kierujemy go dalej do etapu „preinkubacji”. Tutaj szczegółowo testujemy pomysł – tworzymy pełną dokumentację, dajemy szereg usług doradczych – współpracujemy interaktywnie z pomysłodawcą. W przypadku pozytywnie zweryfikowanego pomysłu, każdorazowo ustalamy indywidulane warunki współpracy term-sheet i umowę inwestycyjną. Następny etap to już wejście kapitałowe i tworzenie nowej spółki, w której pomysłodawca odgrywa kluczową rolę. Czy dokonaliście już pierwszych wejść kapitałowych? Jeśli tak to jakie spółki pozyskały wsparcie? Ile osób zgłosiło się po pieniądze? TM: Inkubator działa od IV kwartału ubiegłego roku, zaś proces inwestycyjny trwa do 6 miesięcy. Obecnie podejmujemy decyzje o pierwszych wejściach kapitałowych. Klika projektów natomiast znajduje się na etapie preinkubacji, więc w najbliższych miesiącach będą podejmowane decyzje o następnych wejściach kapitałowych. Do tej pory wpłynęło już do nas kilkadziesiąt atrakcyjnych pomysłów. Czekamy na kolejne. Czy może Pan określić portret idealnego pomysłodawcy i cechy idealnego projektu? TM: Uważam, że nie ma uniwersalnego portretu takiej osoby, choć wymieniłbym kilka cech i postaw, które przesądzają – na początkowym etapie – czy warto danej osobie lub grupie osób powierzyć pieniądze na rozwój biznesu. Te cechy to: po pierwsze determinacja w dążeniu do celu i pełne zaangażowanie w realizację idei biznesowej. Po drugie: otwartość na krytykę i gotowość do zmiany lub dostosowania się w obliczu zmieniającego się rynku (np. gdy rynek oczekuje innego produktu lub usługi), zaś konkurencja planuje podobne produkty, usługi. Po trzecie: samodyscyplina w wyznaczaniu sobie realizacji celów. W tym ujęciu traktujemy pomysłodawcę, jako przyszłego pracodawcę, który będzie miał za zadanie tworzenie odpowiedniej struktury dla własnej firmy. Jeśli ów pomysłodawca nie potrafi zorganizować optymalnie swojej pracy i czasu, nie podoła on zarządzaniu innymi osobami oraz procesami biznesowymi. Po czwarte: na etapie start-up pomysłodawca musi poświęcić dużo energii na rzecz realizacji biznesu. W przypadku np. studentów bezpośrednio po studiach bardzo istotne jest krytyczne podejście do własnych wyborów oraz samodyscyplina w tworzeniu własnego biznesu. Natomiast w kontekście osób mających już doświadczenie korporacyjne i planujących własny biznes (najczęściej po ok. kilku latach pracy) zasadne jest zrozumienie, że własny biznes to nie wygoda pracy i życie na koszt pracodawcy. W tym przypadku potrzebna jest akceptacja zmieniających się warunków pracy, podejmowania decyzji na własne ryzyko, często mniejszych zarobków w początkowej fazie rozwoju. Oczywiście takie wartości jak: trafiony / niszowy pomysł, wcześniejsze doświadczenie w zarządzaniu, dobrany zespół, cechy przywódcze i organizatorskie są sprzyjające i pożądane. Czy zgodzi się Pan z tezą, że obecnie na rynku jest więcej kapitału niż pomysłów godnych uwagi? TM: Zgadzam się ze stwierdzeniem, że kapitał na rynku seed capital jest bardziej dostępny, a stało się tak dzięki programom unijnym. Warto wspomnieć, że oprócz szeregu inkubatorów, uruchamiane są fundusze w oparciu o Krajowy Fundusz Kapitałowy, co zwiększa pulę środków na inwestycje w podmioty będące na wczesnym etapie rozwoju. Na pewno jest tu korelacja pomiędzy tymi zjawiskami, zaś w środowisku mówi się o „nadpłynności”, tj. znacznie większej puli oferowanego kapitału niż w latach poprzednich. Spotykamy się niejednokrotnie z sytuacją, że dany pomysł jest prezentowany w kilkunastu miejscach jednocześnie. Taka taktyka powoduje, że pomysły prezentowane są niedbale, czasami nawet trudno zrozumieć, co jest ich istotą. Z drugiej strony mamy sygnały od pomysłodawców, że fundusze w naszej „lidze wagowej” często ignorują i nawet nie odpowiadają na dokumentację przesłaną przez pomysłodawcę. Niejednokrotnie jest to frustrujące dla samego pomysłodawcy, gdyż nie wie on, jak jego projekt odbierany jest przez inwestorów. Tak jak wcześniej wspomniałem, w naszym Funduszu przyjęliśmy politykę analizowania każdego zgłoszonego pomysłu. Nawet jeśli jest on chybiony staramy się podpowiedzieć i napisać, co oceniamy negatywnie, a co pozytywnie, i co przesądza o możliwości dalszej relacji, i współpracy z nami lub odrzuceniu pomysłu. To, co mogę poradzić obecnym i przyszłym pomysłodawcom to realna ocena wartości własnego pomysłu. Rzucanie samej idei nie wystarczy, by zainteresować inwestora. Pomysł powinien być przemyślany i składać się w logiczny, i dopracowany model biznesowy, który w naszym Funduszu chętnie dopracujemy z pomysłodawcą. – Anioły biznesu w Polsce – raport – rozdaje pieniądze na dobre pomysły Dziękuję za rozmowę Buck’s of Woodside to restauracja w Woodside w Kalifornii, która zyskała sławę jako miejsce spotkań wielu inwestorów z pobliskiej Doliny Krzemowej. Na pierwszy rzut oka niepozorna restauracja, ale przy stolikach tego lokalu odbywały się spotkania decydujące o powstaniu wielkoformatowych biznesów. Ponoć jedynie Steve Jobs się w niej nie pojawił, bo miejsce to nie potrafiło dać mu odpowiedniej jakości, jakiej oczekiwał. Ale podobno to tu Bill Draper Jerry Yang z Billeml Draper’em rozmawiał o finansowaniu dla obiecującego startupu, jakim był wówczas Yahoo, a Elon Musk podjął decyzję o uruchomieniu usługi PayPal. Buck’s Restaurant była też pierwszym lokalem w Stanach Zjednoczonych, gdzie zaoferowano gościom darmowy, publicznie dostępny hotspot. Restauracja gościła wielu znanych polityków i to tu Marc Andreessen spotkał po raz pierwszy Johna Doerra, który wsparł finansowanie przeglądarki Netscape Navigator. To tam założono też pocztę Hotmail. Mama inwestorka, mąż od innowacji, syn interesujący się, a teraz studiujący e-biznes – no nie mogliśmy tam nie być, podróżując jakiś czas temu po USA, odwiedzając też okolice Doliny Krzemowej. Jaki przypadek też, że dostaliśmy stolik dokładnie pod tym zdjęciem, które widzisz poniżej, z wielkim inwestorem – Warrenem Buffettem. Ale właściwie to chciałam o tym napisać jedynie w kategorii ciekawostki, bo główne pytanie, jakie stawiam sobie w tym poście jest inne. Wielu z nas zastanawia, co powoduje, że jedni stają się milionerami, a inni, choćby zarabiali po kilkadziesiąt tysięcy na miesiąc, wydadzą, ile mają. Powstaje wiele analiz i obserwacji na ten temat, i wielu stara się dociec, co zrobić, by mieć choć jeden milion na koncie. Podobno większość współczesnych milionerów mieszka zwyczajnie w dzielnicach klasy średniej i zwraca uwagę na promocje w sklepach. Co głównie motywuje ich do posiadania coraz większej ilości pieniędzy? Nie, wcale nie chęć posiadania dóbr materialnych, ale chęć posiadania kapitału koniecznego do uzyskania wolności finansowej, która da im wolność wyborów. Ile razy bankrutuje milioner? Czy wiesz, że przeciętny milioner zbankrutuje w swoim życiu średnio 3, 5 razy?! Jasne, że to nie przydarzy się każdemu z nich. Sam jednak fakt, że potrafią oni się podnieść po takiej porażce i znów i znów zarobić miliony, powinien dawać do myślenia…. Na przykład Donald Trump ogłaszał bankructwo aż 4 razy. To pokazuje, że milionerem raczej nie zostaje się dzięki tzw. szczęściu, a przede wszystkim dzięki doświadczeniu oraz wiedzy: w co inwestować, co i jak sprzedawać, jak się promować, jak znaleźć pomysł itp. Dla większości milionerów nie jest to jednak szybka droga. Z badań Toma Corleya wynika, że ponad 50% milionerów potrzebowało 38 lat, by nim zostać. Co myślą bogaci ludzie? Większość milionerów mówi też, że nie ma lepszej inwestycji niż wiedza. Jeśli przeczytasz w swoim życiu kilkanaście albo i kilkadziesiąt książek na temat finansów, w którymś momencie nauczysz się nimi tak zarządzać, że choćbyś teraz nie miał ani grosza przy duszy, zarobisz miliony. Ale czy to wystarczy, by stać się milionerem? Steve Siebold, autor książki „How Rich Poeple Think” przepytał ponad 1300 najbogatszych ludzi świata. Co przede wszystkim wpływało na to, że ktoś został milionerem? Pieniądze rozwiązują większość problemów Najbogatsi patrzą na pieniądze jak na rzecz, która może zapewnić im wolność, szanse, możliwości albo spokój. I zdają sobie sprawę z tego, że duży kapitał pozwala im rozwiązać większość problemów. Oni wiedzą, iż pieniądze są po prostu narzędziem. Bill Gates nie skończył Harvardu, ale czyta bardzo dużo książek Bardzo dużo osób z ludzi sukcesu nie ma nawet licencjatu. Ale ci, którzy sami zarobili swoje miliony wiedzą, że na ich bogactwo wpływ miało skupienie i wytrwałość. Podążanie za pasją zazwyczaj przynosi pieniądze Rób to co kochasz, czyli podążanie za pasjami Bogaci nie myślą o tym, ile mogą dostać pieniędzy za jakąś pracę, ale jak zarabiać pieniądze na tym, co kochają. Zamiast więc skupiać się na pracy, która ma przynieść jak najwięcej zysków, warto skupić się na takiej, która ma największy potencjał, by wypełniać twoje potrzeby i podążać za tym, co kochasz. Nie musisz mieć pieniędzy, by stać się bogatym Taki mit, że trzeba posiadać pieniądze, żeby je zarabiać może być ograniczający. Żeby zarabiać miliony i osiągnąć sukces, warto skupić się na kreatywnych i innowacyjnych pomysłach. Często są one wynikiem właśnie braku pieniędzy. Goń swoje pieniądze Nie siedź w kącie, nie myśl, że ktoś/coś nagle cię odkryje i da ci majątek. Milioner, jeśli chce mieć dużo pieniędzy, buduje z pełną świadomością swój własny majątek. Bogaci wyznaczają konkretne cele finansowe i rozpisują, jak je zrealizować. Najszybszą droga do bogactwa jest samozatrudnienie Bogaci to najczęściej osoby samozatrudnione, które same decydują, ile zarobią. Wielu jest też bogatych, którzy mają stawkę godzinową i są zatrudnieni, ale dla większości to najwolniejsza droga do bogactwa. Samozatrudnienie to ponoć najszybsza droga do sukcesu finansowego. Bogactwo zależy tylko od nas i jest to wewnętrzny proces Ponoć każdy mogłby być bogaty, ale trzeba… myśleć. Bogacenie się wynika z tego, co i jak myślimy i w co wierzymy, jeśli chodzi o kwestie zarabiania pieniędzy. Ponoć większość z nas mówi sobie, że bogacenie się jest poza naszą kontrolą. A prawda jest taka, że jest to wewnętrzny proces. Ciekawa jestem Twojej refleksji związanej z budowaniem majątku i jakie masz obserwacje związane z bogaceniem się? Jak zostać milionerem w firmie budowlanej? Wyobraźmy sobie teoretyczną sytuację, iż dostałeś upragnioną pracę i teraz jesteś szczęśliwy bo możesz wziąć kredyt i pracować na niego dzień w dzień po 8 godzin dziennie przez najbliższe 30 lat. W międzyczasie liczba zdarzeń w życiu będzie rosła tak jak i twoje potrzeby finansowe. Ale zastanawiałeś się kiedyś jak to jest, iż niektórzy nie muszą pracować a mają i stają się i co gorzej stają się wzorcami dla innych? Być może to będzie recepta dla Ciebie a być może ten przepis może być poradnikiem jak szybko rozpoznać taką osobę. Zasada podstawowa, musisz posiadać pewne umiejętności, które być może są trudne do nauczenia, ale nie niemożliwe. Więc jeżeli wcześnie rozpoczniesz swoją edukację w tym zakresie możesz liczyć na sukces, choć od razu ostrzegam, iż nie jest to droga dla wszystkich. Bez względu na Twoje cechy osobiste (skrupulatność, zwracanie uwagi na detale, konsekwencja, systematyczność) jako podstawowe konieczne są następujące cechy: umiejętność manipulowania innymi oraz typowa charakterystyczna postawa konsultanta. Co to jest postawa konsultanta? To taka specyficzna cecha, gdy zamiast odpowiadać na pytanie, zadajesz dodatkowe pytania, tak by naprowadzać rozmówcę na pewien specyficzny tok rozumowania. Efektem tego jest to, iż pozyskujesz wiedzę od osoby, z którą rozmawiasz, po to by przekazywać ją dalej jako swoją. Nie jest to nic złego, jeżeli konfrontujesz to ze swoją wiedzą i na podstawie różnic wskazujesz rozwiązania, które bazują na wiedzy technicznej, ekonomicznej lub innej albo wynikającej z różnic pomiędzy sposobem działania organizacji. Gorzej jest, gdy nie masz wiedzy bazowej. I w tej sytuacji pojawiają się 2 drogi: albo idziesz się dalej edukować albo trzeba będzie rozwijać 2 podstawowe umiejętności czyli: manipulację innymi i pozyskiwanie wiedzy od innych. Wyobraźmy sobie, że raczej jesteś leniwy, i nie lubisz czytać… zostaje droga numer 2 czyli trzeba się odnaleźć w strukturze organizacji. Co robisz? Tu znanym przykładem powinno być pojęcie „management by walking” albo w wersji polskiej trzeba cały czas na bieżąco konsultować swoje niejasne dla innych ale podobno zlecone plany z innymi osobami z firmy. Czyli budujesz całą otoczkę kompetencyjną i przy okazji musisz potwierdzić, iż wykonujesz tajne zadanie zlecone przez najwyższe kierownictwo i oczywiście należy wspomnieć, iż nikt, absolutnie nikt nie może o tym wiedzieć, bo jak się wyda … to wiadomo. Więc podczas tych spotkań z wielką uwagą budujesz technikę ingracjacji i słuchasz uważnie pomysłów innych ludzi. Oczywiście starasz się jak najbardziej skupiać uwagę na drobnych rzeczach z danej dziedziny i pamiętać drobne słowa, które są kluczami dla danej dziedziny. Notujesz tylko po spotkaniu, być może dobrym pomysłem jest nagrywanie. W przypadku, trudnych pytań, zadanych w stylu czy uważasz że A jest lepsze niż B, musisz szybko sprowadzić rozmowę na rozmowę na inny temat, np. poprzez technikę odwrócenia uwagi. Np. zająć się włosami, poprawić bluzkę, krawat, w ostateczności można się zaśmiać, zażartować albo coś powiedzieć na temat spraw damsko-męskich itp. I oczywiście zadać pytanie odwrotne, co to jest A, co to jest B, w nieco bardziej zawiły sposób a następnie sprowokować rozmówcę by sam dokonał analizy i powiedział ci, co jest lepsze. W przypadku trafienia w ślepy zaułek, należy mieć w pogotowiu telefon komórkowy i ustawić sobie dzwonek podobny do sygnału dzwoniącego telefonu. Jeżeli to nie jest możliwe, a jest około pełnej godziny lub połowy godziny zawsze można powiedzieć, iż śpieszysz się na umówione spotkanie w bardzo ważnej sprawie firmowej. Ponieważ jak pamiętasz rozmowa jest tajna, nikt nie będzie pytał. Jeżeli natomiast trafiłeś na osobę, która jest zbyt kompetentna i dokładnie zna techniki, które wykonujesz to masz problem. I teraz należy przekonać ją, iż jesteś tu po to by od tak znamienitego eksperta pozyskać wiedzę i zastosować ją w praktyce. Raczej z taką osobą należy unikać bezpośredniego kontaktu, bo każde spotkanie z taką osobą będzie dla ciebie porażką. Więc remedium na to jest znalezienie osoby, która będzie ciebie reprezentować i w sposób pośredni wyciągać wiedzę. W skrajnych przypadkach, jeżeli w przyszłości będziecie konkurować o to samo stanowisko należy wykonać jakąś prowokację i zdyskredytować tą osobę. No przecież nie chcesz mieć konkurencji a raczej zmierzasz do tego by każdy cię popierał, bo jesteś taką sympatyczną osobą. Więc to działanie należy wykonać tyle razy ile jest właściwych osób w firmie. Czyli musisz uzyskać pełne poparcie. Jeżeli będzie jakikolwiek konflikt pomiędzy twoimi stronnikami, należy organizować zamknięte spotkanie w 6 oczu. Na spotkaniu nie należy opowiadać się po żadnej ze stron, trzeba przyjąć postawę typu dziennikarz, konfrontujesz rozmówców i starasz się zniechęcić ich do zajęcia zdecydowanej pozycji i zmierzasz do kompromisu, typu niech każdy robi, co powinien robić. Chyba, że jest zbyt późno, to przeciągasz konflikt tak długo jak się da. W końcu to obie strony mają być zmęczone a nie ty. Przyjęcie takiej postawy w zarządzaniu ma ono nazwę „sędzia”, jest jakimś wyjściem w sytuacji budowania ścieżki kariery. Z sędzią się nie dyskutuje i sędzia jest niezależny. W dłuższej perspektywie musisz wymyślić inne rozwiązanie. Czyli z grubsza kontakty interpersonalne masz opanowane. W ramach dokształcania można zapoznać się z pojęciami inteligencja emocjonalna oraz zarządzanie przez konflikty, ale to już takie detale na późne wieczory. Teraz czas na rozwiązanie tematów związanych z pracą zawodową, czyli na tej dziedzinie, na której niby się znasz. Zasada podstawowa, kopiuj, wklej oraz prześlij dalej. Absolutnie nie twórz swoich dokumentów. Pozyskuj dane od innych, twórz kompilacje, przy wklejaniu wklejaj wartości a nie formuły. W przypadku pytań, z czego wynika dana wartość, nie odpowiadaj wprost, tylko mów, iż w „wyniku analiz uzyskaliśmy” albo „to są dane przygotowane przez naszych fachowców z działu”, nie mów, iż jesteś odpowiedzialny za dane, bo właśnie tą odpowiedzialność przenosimy i o to toczy się gra. Oczywiście w międzyczasie na gorąco komunikujemy się z autorem danych albo mailowo albo poprzez komunikator, przecież pomoc jest potrzebna. Ale czy ludzie tak ochoczo będą ci pomagać, oczywiście, że nie. I tu znowu z pomocą przychodzi ci technika osobistej manipulacji. Musisz tym osobom obiecać, iż pójdą na szkolenia albo dostaną dofinansowanie np. do 2 książek a w dłuższej perspektywie to na pewno dzięki twojemu poparciu dostaną podwyżkę a nawet awans ze stanowiska „młodszy specjalista” na „mniej młodszy specjalista”. Zawsze możesz powiedzieć iż w innej firmie masz znajomego znajomego który miał podobną sytuację do sytuacji rozmówcy i możesz się dowiedzieć jak to rozwiązał. Czas działa na twoją korzyść. Każde negocjacje muszą trwać. Nawet to dofinansowanie, nie może być tak od ręki, musi trwać kilka tygodni, tak by osoba, która je otrzyma, choćby to było 2 USD, miała poczucie, iż jest wyjątkowa i tylko dzięki tobie je otrzymała i dzięki twojemu wstawiennictwu. Czyli w dużym skrócie, złe decyzje to kto inny, a dobre decyzje to Ty. W ten sposób nie będziesz przyciągać złych emocji i wieloletnich żalów. To, że są jakieś plany tworzone przez inne działy, które mają inny punkt widzenia, to jest bez znaczenia. Za rok nikt o tym nie będzie pamiętał, chyba, że akurat jest tworzony plan roczny. Jeżeli tak, to niestety zostaje twierdzenie, iż w tym roku nie da się, bo budżet jest zamknięty. Pamiętaj, nie ty tworzysz budżet, inni go tworzą, ty tylko go scalasz. W międzyczasie jak opanujesz wewnętrzną sytuację w firmie, to znaczy zbudujesz otoczkę, którą można podsumować słowami „w tej firmie mogę prawie wszystko", czas na działanie zewnętrzne. Ciąg dalszy nastąpi.... Podobieństwo do jakichkolwiek osób lub przedsiębiorstw jest przypadkowe. Artykuł reprezentuje całkowicie subiektywne zdanie, widziane tylko z jednego punktu widzenia. I ma na celu humorystyczne przedstawienie zagadnień z zakresu zarządzania.

nie każdy zostaje milionerem